Archiwum dla: Czerwiec, 2010

LICHEŃSKIE AMURY

niedziela, Czerwiec 27th, 2010

DWA BOBASKI

18,40 POP UP SIGNAL ANANAS JETFISH

Wraz z moim serdecznym kolegą Adamem Lupczykiem odwiedzamy wspaniałe łowisko, jakim jest Jezioro Licheńskie słynące z dużych amurów. Po przyjeździe na miejsce wita nas nasz kolega Darek, opowiada o bywalcach tej wspaniałej wody i zapoznaje nas z właścicielem domku panem Markiem, gdzie będziemy gośćmi przez tydzień. Na pierwszy rzut oka pokazuje się nam wspaniała woda otoczona lasem grążeli i tatarakiem z temperaturą wody 28 st. Wskakujemy do łódki by rozpoznać dno. Wyznaczamy sobie dwa łowiska - jedno około 150 m od brzegu, na rozległej górce biegnącej wzdłuż wlotu kanału licheńskiego do jeziora na głębokości 1, 5 m, drugie na przeciwległym brzegu około 400 m, tuż przy gęstej roślinności wodnej. Brzeg nie jest dostępny dla wędkarza łowiącego z brzegu. Zanęcam więc pod pasem grążeli kukurydzą i kulkami na mixie Jetfish Maxibird z AK banan. Pierwsze branie mamy już po dwóch godzinach i wspaniały 18 kilowiec ląduje na macie. Przed wieczorem kolejny odjazd, lecz ryba spina się przy brzegu. Jesteśmy zaskoczeni - w ciągu 5 godzin łowienia dwa brania. Wieczorem odwiedzają nas miejscowi wędkarze, więc wypytujemy ich dyskretnie o ryby mieszkające w tej wodzie, o karpie i amury. Z przeprowadzonej rozmowy wynika, że najczęściej łowione w jeziorze są amury. Najlepszymi przynętami są śliwki, wiśnie, kukurydza i świeża trzcinka. Bardzo mało łowi się na kulki. Najlepszym okresem połowu jest wrzesień, gdy dojrzewa śliwka mirabelka. Wiosną i wczesnym latem łowią w kanale licheńskim ciężkimi federami. Gdy zaczyna wyrastać trawa w jeziorze łowi się tuż pod brzegami, wtedy to amury obgryzają świeże pęki traw. W czasie tygodniowej zasiadki mamy 19 brań, z czego 9 ryb ważymy, a 10 spina nam się pod brzegiem. Waga od 12,20 do 18,40, z przewagą 15 kilowców. Jedna ryba połakomiła się na gotowaną kukurydzę, reszta na kulki JetFish Signal  pop up ananas i bałwanki Maxibird z AK banan z pop up ananas. Używałem długich przyponów 60cm na plecionkach JetFish expert 35lb i haczykiem 1/0, oczywiście ostatni odcinek LED Core Heavy 100cm ze względu na występujące na dnie małże. Przypon strzałowy z plecionki Enduro 66lb doskonale sprawdzał się podczas połowu - taki zestaw to komfort. Najczęściej brania mamy z górki tuż przy wlocie kanału Licheńskiego do jeziora, w różnych godzinach lecz najczęściej w godzinach popołudniowych. To, co zauroczyło mnie nad tą wspaniałą wodą to cisza, spokój i życie tej wody. Codziennie obserwowaliśmy wędrujące stada tołpyg 40 ? 50kg. Ta woda naprawdę żyje. Z pewnością odwiedzę ją niejednokrotnie. Piotr Bytom

15,40 POP UP ANANAS

Jezioro Licheńskie

środa, Czerwiec 16th, 2010

Województwo Wielkopolskie Powiat Koniński Gmina Ślesin to 147,6 ha zbiornik  max głębokość 12,6 m jest zbiornikiem rynnowym o znacznym wydłużeniu i dobrze rozwiniętej linii brzegowej, której przebieg uległ niewielkim zmianom, wynikającym głównie z faktu poprowadzenia wzdłuż południowego i częściowo wschodniego brzegu kanału zrzutowego systemu chłodzenia konińskich elektrowni. Kanał jest oddzielony od jeziora groblą usypaną w kilku miejscach w obrębie misy jeziora. W północnej części jeziora wypływa kanał, którym woda z jeziora za pośrednictwem przepompowni wprowadzana jest do Jeziora Ślesińskiego poprzez zrzut kaskadowy. Podgrzanie wód jeziora, w wyniku odprowadzenia wód pochłodniczych kanałem zrzutowym, wpłynęło decydująco na reżim termiczny, zaburzeniu uległ naturalny cykl wymiany ciepła. Zamarzanie wody jeziora następuje jedynie w wypadku wyjątkowo mroźnych zim. W jeziorze występują, specjalnie sprowadzone, charakterystyczne dla wód ciepłych amury i tołpygi. Jezioro, ze względu na podwyższone temperatury, wykorzystywane jest dość intensywnie w celach rekreacyjnych.  Opis okolicy: Zbiornik pięknie komponuje się z terenem Sanktuarium Maryjnego w Licheniu   Informacje dodatkowe: Gospodarzem łowiska jest Gospodarstwo Rybackie ‚Gosławice’ Sp. z o.o. w Koninie Ceny: Pozwolenia na wędkowanie, na wodach Gospodarstwa można nabyć w Sekretariacie, w siedzibie firmy oraz w Zarządzie Okręgu PZW Konin przy ulicy Wyspiańskiego w Koninie. Adres: Gospodarstwo Rybackie „Gosławice” Sp. z o.o. w Koninie Adres: ul. Rybacka 2, 62-510 Konin Tel. +48 (63) 242 73 17 Fax +48 (63) 246 71 29 E-mail: biuro@ryby-goslawice.com.pl.

„SAMOTNA MAJÓWKA”

poniedziałek, Czerwiec 7th, 2010

 

Z wyjazdami na majówkę zawsze był ten sam kłopot. Gdzie jechać, żeby posiedzieć nad wodą w ciszy, spokoju, bez wszelkiej maści ludzi. Wtedy pomyślałem o niewielkim jeziorku gdzie kiedyś przesiedziałem kilka dni w czasie letniego urlopu i gdzie udało mi się złowić dwa ładne karpie. Sprawa bardzo prosta : teren prywatny, z dala od ludzi, nikt tam nie łowi co nie znaczy,że tamtejsze ryby są zupełnie bezpieczne. Problem stanowią kłusownicy, którzy mimo dużej ilości zaczepów kiedyś ?wytargali? siecią 18 kg lustrzenia i 11 kg pełnołuskiego. Los tych karpi został przesądzony. Podobno za niewielkie pieniądze zostały sprzedane na małe prywatne łowisko. Wydaje mi się jednak, że podobne niebezpieczeństwa zagrażają naszym ulubieńcom wszędzie i wszędzie mają taką samą szansę aby zapełnić lodówkę jakiegoś smakosza lub zwyczajnie zostać przehandlowane. W końcu przychodzi dzień wyjazdu. Pozostaje przejechać jedyne 500 km, ale za warunki w których przyjdzie mi spędzić najbliższy tydzień jestem pewien że warto. Obciążony maksymalnie samochód znacznie wydłuża czas przejazdu. Nad ranem 1 maja w końcu jesteśmy z żoną na miejscu. Okazuje się że mam farta. Otóż udaje się podjechać na odległość ok. 50 m. od brzegu co znacznie ułatwia i przyspiesza rozładunek auta załadowanego po sam sufit.Niestety taki stan rzeczy nie trwa długo gdyż zmiana pogody jaka nastąpiła później uniemożliwia podjazd w to miejsce a gliniaste podłoże staje się tak miękkie, że chodząc zapadam się po kostki. Rozkładanie namiotów, sondowanie i wywózka zajmują czas do popołudnia.   

                                                                                                                                                                                          Koło godz.16 moje cztery zestawy są w wodzie a ja w końcu mogę usiąść wygodnie w fotelu i pijąc zasłużoną kawę szukać na wodzie jakichkolwiek oznak obecności karpi.  

                                                                                                                                             Pogoda dopisuje i jestem pełen optymizmu. Temperatura powietrza wynosi 25 stopni, wody 16. Zestawy leżą na różnych głębokościach, które wahają się między 1,8m a 3,2m oraz w różnych miejscach. Z wody wystają krzaki, połamane drzewa a to co nie wystaje ponad wodę jest doskonale widoczne na echosondzie.                                Praktycznie nie ma tu zupełnie czystego, wolnego od zaczepów miejsca. W zaistniałej sytuacji zamiast ciężarków używam kamieni przywiązanych do klipsa żyłką 0,12. W przypadku brania cienka żyłka zrywa się uwalniając nasz zestaw od obciążenia co zapobiega utknięciu ryby w zaczepie. Plusem takiego rozwiązania jest również to, że w głębokim mule jaki pokrywa całe tutejsze dno kamień ze względu na swoją objętość nie osiądzie zbyt głęboko.  

                                                                                                                                            Łowię na kulki wykonane z miksów biosquid i supra fish firmy Jet Fish podwieszone małymi pop-upami. Do każdego zestawu dokładam woreczek PVA z drobnym pelletem a po położeniu zestawu rozsypuję wkoło konopie. Teraz pozostaje już tylko czekać.Zmęczenie powoduje, że tego dnia szybko kładę się spać. W nocy nic się nie dzieje, tylko gdzieś z boku słyszę kilka razy w nocy szelest krzaków i jakieś pluskanie wody przy brzegu. Nie chce mi się jednak wychodzić i sprawdzać co jest źródłem hałasu. Jeszcze wtedy nie przypuszczałem, że wkrótce dane mi będzie dowiedzieć się „co w trawie piszczy”. W niedzielę popołudniu odwiedza mnie mój ojciec z żoną a pod wieczór wpada kolega. Mówię mu o nocnych odgłosach, a on od razu ujawnia źródło ich pochodzenia.Okazuje się, że jakieś 20 metrów od mojego namiotu jest mała zatoczka do której co noc schodzi się okoliczna zwierzyna by ugasić pragnienie. Faktem jest, że zwierząt jest tu sporo.Siedząc przed namiotem co chwilę widziałem biegnącą po drugiej stronie jeziorka sarnę, lisa lub zająca. Natomiast najczęściej wspomnianą zatoczkę odwiedzały dziki. Co noc przyjdzie mi słuchać ich specyficznego „chrząkania” i taplania się w wodzie. No cóż pozostaje mi tylko przyzwyczaić się do tego. W końcu to ja jestem tu „gościem”.Z czasem tak przyzwyczajam się do tego, że słysząc je wstaję, odruchowo sięgam do przygotowanej wcześniej kupy kamieni i rzucam w stronę krzaków skąd dochodzą odgłosy. Szelest łamiącej się trzciny i krzaków uzmysławia mi, że nie była to jedna sztuka. Dzięki Bogu uciekając zawsze obierają dobry kierunek.Można spać dalej. Rano idę zobaczyć ślady ich obecności i przyznam, że to co widzę robi wrażenie.  

                                                                                                                                              Mimo umieszczania zestawów w różnych miejscach sygnalizatory milczą. Pogoda też nie rozpieszcza i po trzech dniach ciepłe dni kończą się definitywnie.W ciągu dnia temperatura wynosi 10 st., a w nocy spada do 3 st. Woda ma już tylko 11 st. Zimny wiatr kręci i sam już chyba nie wie skąd ma wiać. Co chwilę słychać uderzające o namiot krople deszczu.Dni szybko uciekają (jak to zwykle na zasiadkach) i powoli zbliża się czas wyjazdu.Po 7 dniach spędzonych nad wodą nadchodzi dzień pakowania. To chyba najgorszy moment. Rośnie sterta rzeczy, które z powodu padającego deszczu i braku możliwości dojazdu będę musiał przenieść na własnym grzbiecie do auta które stoi około 400 m stąd. W ostatniej chwili moja żona spotyka znajomego, który wraca traktorem do wsi. Na jej prośbę zgadza się podwieźć część rzeczy do miejsca gdzie stoi samochód. Nie kryję radości kiedy okazuje się, że zmieściło się wszystko i już po chwili jesteśmy wszyscy w domu mojego ojca.Mimo nie „nawiązania” jakiegokolwiek kontaktu z jakąkolwiek rybą jestem zadowolony z czasu spędzonego nad wodą, a nazajutrz wracając do domu w głowie już rodzi się ta „natrętna” myśl :”GDZIE ZA TYDZIEŃ ???!!!”

Wiosenna zasiadka

środa, Czerwiec 2nd, 2010

Po marcowych ociepleniach, gdy temperatura dochodziła do nawet 20 stopni, a lód na większości zbiorników zaczął znikać, w domu nie dało się wysiedzieć i od razu powstała chęć do rozpoczęcia sezonu na zimnych wodach. Decyzja zapadła bardzo szybko. Wraz z Liborem, Arkiem, oraz Witkiem, który niestety nie mógł dojechać, postanowiliśmy- jedziemy ! Wybór padł na małą wodę, w której z relacji kolegów wynikało, że pływa całkiem sporo karpi. Zasiadka trwała od sobotniego poranka, do niedzieli. Po przyjeździe nad wodę, już na pierwszy rzut oka można było wyznaczyć parę, teoretycznie dobrych miejscówek. Postanowiliśmy wybrać miejsce na niewielkim cyplu, który umożliwiał obłowienie dużej powierzchni wody. Do dyspozycji mieliśmy 6 wędek. Ja postanowiłem umieścić swoje zestawy przy brzegu na którym łowiliśmy. Jedna wędka w róg zbiornika pod sam brzeg, w którym znajdowało się drzewo. Woda w tym miejscu była spokojna. Liczyłem na to, że przy pogodzie która była rankiem, karpie zejdą do dobrze nasłonecznionego miejsca, osłoniętego od powiewów wiatru.  Drugą wędkę umieściłem mniej więcej 20 m od stanowiska, również przy brzegu.

Wybór taktyki był prosty. Skromne nęcenie w PVA za pomocą method mix?u i kulek z miksów biocrab, oraz przyprawiony tuńczyk. Natomiast na włos powędrowały pływaki, żurawina i biocrab. Chłopaki również początkowo zdecydowali się łowić w okolicach naszego brzegu. Wreszcie wszystkie wędki były w wodzie i spokojnie mogliśmy zacząć łowienie. Już po pierwszych 30 minutach pojawił się pierwszy problem, karasie. Nasza szybka reakcja, zmiana taktyki, ograniczyła brania tych ryb, które jak udało nam się wywnioskować, pierwsze trafiały do zestawów, za sprawą drobnego pelletu i zanęty. W ciągu dnia, pogoda zaczęła się zmieniać. Zaczął wiać wiatr, który spychał ciepłą wodę na przeciwległy brzeg. Po wspólnych konsultacjach, kolejna zmiana. Arek postanawia wywieź swoje wędki pod brzeg nawietrzny. Ten krok okazał się strzałem w dziesiątkę. Gdy tylko zrobiło się ciemno, łowi 2 ?bliźniacze? karpie. Niedługo potem, nastąpiły jeszcze dwa brania, z tego samego miejsca, ale ryby się spięły. Około 2:00 budzi mnie centralka. Branie spod drzewa. Szybko wybiegam z namiotu i po krótkim holu na macie ląduje niewielki lustrzeń,  który zaraz po odhaczeniu od razu wraca do wody. Niby mały, a jednak cieszy, w końcu to pierwszy w sezonie. Noc minęła szybko. Rano powoli trzeba było zacząć pakowanie. Do godziny 12, Liborowi udaje się zrobić 2 brania, znowu spod przeciwległego brzegu. Jedno z brań wykorzystane, karp na macie. Jesteśmy zadowoleni. Pod koniec, gdy chłopaki są już spakowani,  postanawiam i swoje wędki umieścić w miejscach które dawały ryby. Dosłownie pięć minut od wywiezienia branie, ale niestety to leszcz. Uznałem, że nie ma sensu znowu wieźć tego zestawu, zmiana przynęty, decyduje się na jednego, mocno zadipowanego Biosquida, zupełnie bez zanęty. Zarzucam zestaw na około 60 m. Po całej akcji, żegnam się z chłopakami, którzy muszą już wracać do domu. Sam zaczynam zwijanie sprzętu. Podczas tego, następuje niespodziewane branie z zarzuconego zestawu. Karpik dzielnie walczył do końca, wkrótce udaje mi się go podebrać. Oceniam go na około 5 kg. Lekko zdziwiony, ale szczęśliwy dipuję kulkę i zarzucam ponownie. Za godzinę znowu słyszę piiip,pip. Już na początku walki, wiedziałem, że ta ryba może być trochę większa. Po pięknym holu lustrzeń jest na brzegu. Waga wskazuje niecałe 9 kg. Super, rozpoczęcie sezonu jak najbardziej udane. Podsumowując, uważam że jak na niecałe 30 godzin łowienia, mieliśmy całkiem niezły wynik jak na tą porę roku. Dziewięć brań, z czego sześć wykorzystanych. Zasiadka ta pokazała również, że kombinowanie nad wodą, zawsze wychodzi na dobre. To my mamy szukać ryb, a nie one nas.

Subscribe to RSS feed