Archiwum dla: Wrzesień, 2010

HEILOV

środa, Wrzesień 29th, 2010

 

Wczesnym rankiem 10 lipca na jednej z rybnickich stacji benzynowych spotykam się z Witkiem. Jedziemy do Ostrawy gdzie już czeka na nas Libor.  U niego przepakowujemy nasze auta i stamtąd wyruszamy na Heilov, gdzie spędzimy najbliższy tydzień. Z racji tego, że cały czas jedziemy autostradami droga mija dość szybko, a ja jestem pełen podziwu dla mojej niemłodej już Astry, która załadowana po sufit mknie 170 km/h. Koło południa jesteśmy na miejscu. Meldujemy się u opiekuna łowiska, który wyposaża nas w matę, worek i trójnóg do ważenia i udajemy się na swoje stanowiska. Witek z Liborem zajmują stanowiska nr 4 i 5, mnie przypadło stanowisko nr 6. Z tego co się dowiedziałem w ostatnim tygodniu złowiono na moim stanowisku dwa karpie. Nie brzmi to zbyt optymistycznie. Szybkie rozstawienie namiotów, pompowanie pontonu i w końcu można zacząć myśleć o zestawach i miejscach do ich położenia. Jeden zestaw kładę pod zwalonym drzewem przy wyspie, drugi ląduje równolegle do brzegu, ok. 0,5 m od trzcin po mojej prawej stronie. Dwa następne wywożę modelem za lilie znajdujące się przede mną. Łowię na kulki zrobione z miksów biosquid i biocrab wielkości 24 mm. Nęcę punktowo po parę kulek na zestaw.

Kiedy wszystkie zestawy są już w wodzie robię ostatnie porządki na stanowisku. Okazuje się, że kiedy byłem zajęty wywózką pozostawione na ziemi siatki z kulkami zostały poszatkowane przez myszy. No cóż… Skoro kulki smakowały gryzoniom to może będą też smakować karpiom. Na drzewie koło namiotu znajduję kawałek linki z klamerkami i tam wieszam świeżo poszyte przez siebie siatki z kulkami. Nie spodziewałem się jaka niespodzianka spotka mnie nazajutrz rano. Dzień dobiega końca a ja zmęczony całym dniem szybko ląduję na łóżku i marząc o swoim pierwszym karpiu z Heilova zasypiam. Nie spodziewałem się, że marzenie moje spełni się tak szybko. O godz. 23 budzi mnie branie na prawym kiju zza lilii. Wskakuję do pontonu i płynę w stronę ryby. Karp kilka razy wpływa pod ponton. W końcu w świetle latarki czołowej widzę pięknego karpia pełnołuskiego, który szczęśliwie ląduje w podbieraku. Na stanowisku już po chwili zjawia się Libor z Witkiem. Karp waży 17,5 kg. Skusił się na biosquida.

Po przebudzeniu i wyjściu przed namiot zerkam w stronę drzewa na którym powiesiłem worki z kulkami. Przecieram oczy i nie wierzę… Worki są puste, a wokół drzewa leży pełno kulek. Okazało się, że nie przewidziałem ?ataku z powietrza? którego dopuściły się wiewiórki. Cóż, pozostaje mi znowu usiąść i cerować. Dzień spędzam niezbyt aktywnie, po prostu leniuchuję jak się da. W końcu to urlop. Zestawów nie ruszam. W nocy o godz.1 mam branie na lewym kiju zza lilii. Biocrab. Zanim wypływam pontonem ryba zdążyła minąć już wyspę. Po krótkiej walce kolejny karp pełnołuski ląduje w podbieraku. Waży 16,90 kg.

W ciągu dnia nic się nie dzieje. Wieczorem dwa zestawy wywożę pod drugi brzeg. Jeden kładę przy wystających z wody krzakach, drugi przy kępie trzcin. O godz. 1 w nocy budzi mnie branie spod krzaków. Mimo natychmiastowej reakcji ryba pakuje się w zaczepy i po dopłynięciu na miejsce pozostaje mi już tylko odplątywanie strzałówki. Nowy zestaw z biosquidem ląduje przy krzakach, a ja na łóżku. Nie chcąc pozwolić rybie na kolejne wpłynięcie w krzaki dokręcam hamulec w kołowrotku, chociaż naciągnięcie żyłki na tak dużęj odległości dzielącej jeden brzeg od drugiego i tak da rybie dużą swobodę. Rano dostrzegam pływające tuż pod moimi kijami ryby. Są to spore liny których tu nie brakuje.

Rozsypuję pod brzegiem puszkę kukurydzy konserwowej i już po chwili mam przed sobą niezłe widowisko.

Do wieczora sygnalizatory milczą. Dopiero koło godz. 23 mam branie spod krzaków. Na biosquida skusił się karp pełnołuski 7 kg , już o godz. 2 w nocy z tego samego miejsca łowię karpia 11 kg. Rano przewożę pozostałe dwa zestawy w okolice lilii znajdujących się po lewej stronie wyspy. Łowię na pop-upy moczone w ekskluzywnej esencji.

Z tego miejsca przez najbliższe trzy noce łowię 5 karpii . Karpie nie są duże ( do 10 kg ), ale cieszą.

Zasiadka na Heilov szybko mija. Jak każda, za szybko. W ostatnią noc odwiedza mnie w namiocie niespodziewany gość, a myszy w zemście chyba za to,że znalazłem w końcu bezpieczne miejsce dla moich kulek ogryzają mi kobrę.

Subscribe to RSS feed